Skip to main content

Oppenheimer

USA, 2023
W kinach

Rzucanie się na 3-godzinną historię o powstaniu pierwszej bomby atomowej to jak podpalenie lontu i czekanie, co się może stać. Złego, oczywiście. No, chyba, że nazywasz się Christopher Nolan i udało Ci się ściągnąć na plan Cilliana Murphy’ego.

W 180 minutach została zamknięta opowieść kompletna: pierwsze kroki w karierze fizyka Juliusa Roberta Oppenheimera, kulisy „Projektu Manhattan”, czyli 4 lata pracy nad stworzeniem bomby atomowej, działalność bohatera w roli doradcy po wojnie oraz jego przesłuchanie przed komisją śledczą. Film został oparty na faktach, a podobieństwo fizyczne aktorów odtwarzających postacie historyczne jest momentami uderzające.

Gdy jest naprawdę głośno, robi się cicho

Wątki ciągną się nielinearnie, dzięki czemu momentami to widz wie więcej niż bohaterowie i może patrzeć z pobłażliwością na ich poczynania, ale czasami to opowiadający zasłania fragmenty akcji, pozostawiając odbiorcę w napięciu. Przeskoki odbywają się na przestrzeni około 40 lat. Bardzo łatwo się w nich odnaleźć: charakteryzacja nie pozostawia wątpliwości, w którym roku jesteśmy.

Oppenheimer ma za zadanie zostawić nas z tym, z czym powinien nas zostawić fakt stworzenia przez człowieka broni masowego rażenia przeciwko drugiemu człowiekowi. Uczucie niepokoju zradza się w trakcie seansu już od sceny z jabłkiem. Twórcy filmu alegorycznie używają zatrutego owocu, nawiązując do złej czarownicy z Królewny Śnieżki i po raz pierwszy pytają widza: jak oceniasz J. Roberta Oppenheimera?

Wspomnienie, że postać zbudowana przez Cilliana Murphy’ego jest zbyt skomplikowana do szybkiej odpowiedzi, będzie zdecydowanym spłyceniem tematu.

Raz zrodzone napięcie narasta wprost proporcjonalnie do momentu wybuchu. Na przekór typowemu amerykańskiemu kinu akcji Nolan udowadnia, że aby wcisnąć nas w fotel niepotrzebne są krzyki, biegi i kumulowanie nieprawdopodobnych zdarzeń jedno po drugim, a wręcz przeciwnie – niepokojący spokój, który w punkcie kulminacyjnym zamienia się w martwą ciszę. Ta cisza gwiżdże w uszach i daje czas na refleksję: nad człowieczeństwem, tym, gdzie kończy się granica dobrej strategii wojennej.

Poniżej wrzucam najlepszy w mojej ocenie zwiastun oddający klimat filmu.

Dlaczego to nie jest film dla kretynów?

Oppenheimer to nie jest pompatyczny film, w którym akcja skupia się wokół wojny na Pacyfiku, słowem: wielkich wątkach, czynach, dylematach moralnych. Tak naprawdę to się toczy w tle i sprawą indywidualną każdego z widzów będzie, jaki procent swoich rozmyślań poświęcą tym właśnie sprawom. Na pierwszy plan wysuwa się natomiast wątek na pozór błahy – przesłuchanie głównego bohatera, a także dowiedzenie się, kto i dlaczego przeciwko niemu zeznawał. Miłość, przyjaźń i zdrada zostały wysunięte przed wielkie słowa, jakich niektórzy odbiorcy z pewnością się spodziewali.

Muszę przyznać, że tytuł tej recenzji nie jest poprawny politycznie, ale nigdy nie obiecywałam nikogo głaskać. Zawsze możecie się ze mną nie zgodzić – zachęcam Was do tego w komentarzach lub na grupie facebookowej Obejrzane.pl – porozmawiajmy o serialach i filmach.

Eksplozja w kinie

Nie możemy udawać zaskoczenia, że Oppenheimer stał się hitem w kinach na całym globie, ruszając (od pierwszego dnia!) w morderczy wyścig z głośną Barbie. W końcu ojcem filmu jest Christopher Nolan, a jego poprzednie produkcje (m.in. Insterstellar, Prestiż, Dunkierka) wywoływały już podobne eksplozje w kinach. Obsadzając w tytułowej roli Cilliana Murphy’ego mogło być tylko lepiej niż zakładaliśmy.

Gdy piszę tę recenzję, Oppenheimer zarobił już 264 miliony dolarów. Do tej pory o 60% przebił oczekiwania producentów.